W 2019 roku rozmawiałem z Janem Czosnyką, tarnowianinem, którego ojciec był kamerdynerem księcia Romana Sanguszki w Gumniskach. Tekst ma już charakter historyczny, gdyż bohater tekst od dwóch lat nie żyje. Przypominamy tekst, który ukazał się w listopadzie 2019 roku na łamach Magazynu Miasto i Ludzie, wydawanego w Tarnowie. Pod tekstem galeria zdjęć z prywatnego archiwum Ostatniego Świadka Pałacu.
Ostatni świadek Pałacu
– Książę Panie, czy ośmielisz nas puścić, tak wiem, nie mamy błękitnej krwi, ale pomimo to możemy? – woła do pustej sali nr 108 Jan Czosnyka stojąc w drzwiach jednego z pomieszczeń Zespołu Szkół Ekonomiczno-Ogrodniczych.
Na to pytanie nikt nie odpowiada, bo nikogo nie ma w sali. Jan Czosnyka słyszy jednak głos. – Więc możemy! To bardzo dziękuję.
Ma 93 lata. Urodził się w 1926 roku. Jego ojciec Adam Czosnyka był osobistym kamerdynerem jednego z najbogatszych ludzi Europy. Służył u księcia Romana Sanguszki w pałacu na Gumniskach. Właśnie tu, gdzie dzisiaj jest szkoła.
Jan Czosnyka doskonale pamięta przedwojenny pałac. Pamięta księcia Romana, jego matkę księżną Konstancję, zna na pamięć rozkład pomieszczeń i co mieściły, gdy mieszkała tu książęca rodzina.
Oprowadza nas po pałacu Sanguszków, który dziś mieści Zespół Szkół Ekonomiczno-Ogrodniczych. To niezapomniany historyczny spacer z jednym z ostatnich świadków przedwojennej, pałacowej rzeczywistości na Gumniskach.
W spacerze biorą udział: profesor Tadeusz Mędzelowski, dyrektor szkoły Robert Kozioł i wieloletnia woźna, pani Helenka Ptak. Helenka, bo tak przez lata zdrobniale mówili do niej nauczyciele, uczniowie i dyrekcja.
Duch księcia Romana
Duch księcia Romana gdzieś krąży wciąż po pałacu. Odżywa w każdym razie we wspomnieniach Jana Czosnyki, który o każdym z pałacowych pomieszczeń ma nie jedno do powiedzenia. Pamięta sporo, bo przy pałacu dorastał, był już kilkunastoletnim chłopcem, gdy wybuchła II wojna światowa. Ale zanim to nastąpiło spędzał czas m.in. na płataniu figli pałacowej służbie.
– Raz nawet z piwniczki pałacu zwędziliśmy z kolegą wędzoną kiełbasę, bo chcieliśmy zrobić dowcip temu, który wędził. Potem poszliśmy i zapłaciliśmy za tę kiełbasę, żeby nie było afery – wspomina. Dziś nie ma już okienka przez które chłopcy zwędzili kiełbasę.
Pałac w Gumniskach
Zwiedzanie rozpoczynamy od pałacowej kaplicy. Przed wojną była otwarta dla mieszkańców. Przychodzili tu na majówki czy na różaniec. Sam Jan Czosnyka jako chłopiec spędzał tu na modlitwach wiele czasu. – Miałem bardzo pobożną matkę – wspomina.
Z kaplicy położonej w zachodnim skrzydle pałacu przechodzimy do dzisiejszej auli szkolnej. Tu był salon, w którym odbywały się spotkania towarzyskie i rauty wyprawiane przez księcia Romana. Po 1945 r., gdy miasto przejęło pałac przeznaczenie tego miejsca zresztą się nie zmieniło. Miasto urządzało tu zabawy dla mieszkańców.
Z salonu wychodzimy na szeroki korytarz i skręcamy w prawo. Tu są drzwi, którymi wchodziło się do pałacowej biblioteki.
– Zwłaszcza księżna Konstancja była miłośniczką starych książek – wspomina Jan Czosnyka. – Był to bardzo bogaty księgozbiór. Ja w swoich zbiorach mam jedną książkę z tego księgozbioru, XIX-wieczną, gdzie opisuje się, jak wieśniacy powinni zachowywać się w kościele. Jest opatrzona ekslibrisem Sanguszków. Przekażę ją chyba kościołowi, bo nie jest mi w zasadzie potrzebna – mówi Jan Czosnyka.
W tej części pałacu był także tzw. kredens i kuchnia. W dużym pomieszczeniu była meblościanka z talerzami. I duża lodówka z różnego rodzaju trunkami i frykasami. Tym kredensem zarządzał Adam Czosnyka, ojciec Jasia Czosnyki.
– Ojciec był dumny, że ma tu tak wiele różnego rodzaju smakołyków – wspomina Jan Czosnyka. Zwłaszcza gdy księcia Romana nie było w pałacu, mały Jaś lubił przychodzić tu do ojca. Tego wszystkiego co było tu w książęcym kredensie w domowej kuchni Czosnykowie nie mieli.
Za kredensem w południowej części zamku była toaleta i obok wejście prowadzące do tunelu i piwniczki. Tam książęca rodzina przechowywała różnego rodzaju trunki. Obok znajdowała się kotłownia.
Po przeciwnej stronie toalety znajdowała się natomiast pałacowa oranżeria. Jan Czosnyka pamięta, że rosły tam palmy i inne egzotyczne rośliny. Był też duży sarkofag Królowej Jadwigi, który po wojnie trafił do kościoła na Rzędzinie. A także rzeźba nagiej kobiety, którą nastoletni chłopcy tak chętnie podglądali.
– W pałacowym parku była jeszcze druga, dużo większa oranżeria z roślinami podzwrotnikowymi – wspomina Jan Czosnyka. – Teraz jak chodzę po pałacu czuję się jakbym znowu miał dwanaście lat.
Wracamy się i idziemy w stronę wschodniego skrzydła pałacu. Zatrzymujemy się przed dawnym głównym wejściem. – Tu był podjazd – mówi Jan Czosnyka. – Jedynie tu okna pałacowe pozostały oryginalne – pokazuje.
Pogrzeb Wandy Sanguszkowej
Wspomina, że w 1938 r. uczestniczył w pogrzebie Wandy Sanguszkowej. Ma nawet zdjęcie z tego pogrzebu. Nie pamięta jednak, czy ciało księżnej Wandy zostało wystawione w pałacowym holu. Tak podają niektórzy historycy.
Na pewno pamięta, że ciało księżnej w dniu pogrzebu zabrano na cmentarz z pałacowej kaplicy. Przyjechało tu wcześniej z Londynu w podwójnej trumnie. W dniu pogrzebu mały Jaś był już wtedy Jankiem, miał 12 lat.
Dochodzimy do sali 108. Tu był pokój księcia Romana Sanguszki, we wschodniej części pałacu. Jan Czosnyka przed przekroczeniem drzwi wygłasza krótką mowę do księcia, który dysponował w tej części zamku dwoma pokojami. W drugim pomieszczeniu, gdzie obecnie jest szkolna biblioteka, mieściła się książęca sypialnia, zachował się do dziś kominek. Dalej była dużych rozmiarów łazienka. Była to wspólna łazienka księcia Romana i księżnej Konstancji.
Księżna Konstancja zajmowała również dwa pomieszczenia w tej części pałacu od strony południowej. Dziś w jednym z tych pomieszczeń jest pokój nauczycielski. W drugim był kiedyś salon, gdzie księżna podejmowała gości. Dziś urzęduje tu dyrektor szkoły.
W gabinecie dyrektorskim zachowało się m.in. oryginalne lustro księżnej. Z łazienki zachował się bidet, który podczas remontu został zdemontowany i jest obecnie w piwnicy.
Mieszkańcy Pałacu
Wchodzimy na piętro, gdzie znajdowały się pokoje gościnne. Na tym piętrze mieszkali też pałacowi rezydenci, którym książę Roman udzielił schronienia, gdy po rewolucji bolszewickiej potracili wielkie majątki na wschodzie.
Pan Jan nie wszystkich pamięta z imienia i nazwiska. Jednym z tych rezydentów był w każdym razie inżynier Dachowski, który odpowiadał w Pałacu na Gumniskach za budowy i remonty.
Mieszkał też na piętrze hrabia Żentarski, który z kolei zajmował się końmi. – Żentarski mieszkał z młodą dziewczyną, podobno z kuzynką, w której my młodzi chłopcy zakochiwaliśmy się – wspomina Jan Czosnyka. Pałacowym rezydentem był też sportowiec, który jeździł na nartach i pisał artykuły sportowe.
Pokój ojca Pana Jana, kamerdynera Adama Czosnyki, był na strychu. Nie idziemy już do tego pomieszczenia. Panu Janowi ciężko jest się wspinać po kolejnych stromych schodach. Mówi, że ma zawroty głowy. Wspomina natomiast, że na pałacowym strychu była hodowla gołębi.
W większości pałacowe pomieszczenia na Gumniskach ogrzewane były piecami kaflowymi. Te piece zachowały się do dziś. Tylko kilka pomieszczeń i kaplica ogrzewane były przy pomocy centralnego ogrzewania i kotła znajdującego się w piwnicy.
Na parterze w holu, gdzie jest wejście do szkoły, zachowały się do dziś oryginalne kafelki podłogowe sprzed dziesiątek lat. Jest też niecka dawnego akwenu na rybki.
Gdy schodzimy na parter, Jan Czosnyka przypomina sobie dawne czasy. – Jasiu zjeżdżaj – wykrzykuje sam do siebie schodząc ze schodów i trzymając się poręczy. Humor mu dopisuje.
Jan Czosnyka przyszedł na świat w 1926 roku w tzw. stróżówce. To budynek w parku, gdzie swoją siedzibę ma dziś tarnowska wyższa uczelnia i urzęduje w nim profesor Tadeusz Mędzelowski.
– Jaś Czosnyka przyszedł tam na świat w pokoju po prawej stronie – tłumaczy długoletnia woźna szkoły Helena Ptak, która przez lata poznała dobrze historię mieszkańców pałacu.
Jan Czosnyka zna te wszystkie miejsca na pamięć. Przed wojną bywał w pokoju księcia. Jedynym miejscem, w którym nie był to książęca łazienka. – Ja tu się nie kąpałem – stwierdza zdecydowanie. Jego rodzina była związana z Sanguszkami poprzez oboje rodziców.
Jego ojciec Adam Czosnyka był osobistym kamerdynerem księcia Romana Sanguszki od 16 roku życia. Podróżował z księciem do wielu miejsc w Europie.
– Ojciec dobrze się prezentował – wspomina Jan Czosnyka. – Kiedyś we Francji siedział z Sanguszką w restauracji i kelner zwrócił się do niego jako do Księcia Pana. Mówił potem, że choć przez chwilę był księciem – wspomina Jan Czosnyka.
Adam Czosnyka nie miał wielkiej pensji u księcia. – Nie zarabiał tak wiele, ale przysługiwała mu tzw. ordynaria, w tym 18 metrów sześciennych ziemniaków, worki ze zbożem, drewno – wspomina Jan Czosnyka. – Codziennie otrzymywaliśmy też cztery litry mleka z pałacowej obory, która znajdowała się w pobliżu. Z tego mleka, a miało ono trzy procent tłuszczu, mama odlewała tłuszcz i robiła masło ze śmietany.
Dar księcia
Czosnykowie otrzymali jeszcze coś więcej od księcia. W 1930 r. wybudował im dom w okolicach pałacu. Dom, w którym Jan Czosnyka mieszka do dziś. Na ulicy Podmiejskiej nie było zresztą wtedy prądu i Sanguszko doprowadził do ich domu prąd. Książę lubił Zofię Czosnykową i zdarzało mu się odwiedzać ją na Podmiejskiej.
Zofia Czosnyka zanim trafiła do Sanguszków, pracowała wcześniej u Zamojskich. Jako młoda dziewczyna była zatrudniona w ich majątku Podzamcze koło Warszawy. Tu poznał ją Adam Czosnyka, gdy z księciem Romanem Sanguszko przyjechał do Podzamcza. Strzała Amora, jak wspomina obrazowo Jan Czosnyka, ugodziła wtedy jego ojca. Młodzi pomyśleli o zamieszkaniu w Tarnowie.
– Zofia Zamojska wystawiła wtedy mojej mamie wspaniałe referencje – wspomina Jan Czosnyka. – Jeszcze później mama otrzymywała listy od Zamojskiej, piękne. Księżna zwracała się do mamy: Kochana Zosiu.
Wojna, która w 1939 r. wybuchła z Niemcami zmieniła porządek przedwojennego świata. Po jej wybuchu książę Roman Sanguszko wyjechał z Gumnisk i udał się do swojego zamku w Podhorcach koło Brodów. Na wieść o wejściu Sowietów ewakuował się na Węgry. Potem trafił do Brazylii. Pałac na Gumniskach opustoszał, mieszkała w nim w czasie wojny księżna Konstancja.
– W 1939 r. pałac stał otworem i był grabiony z różnego rodzaju dóbr – wspomina po latach Jan Czosnyka. – W czasie wojny został zresztą formalnie przekazany na własność niemiecką, w 1943 r. lub 1944. Po wojnie pałac przejęło miasto. Rozgrabiali go mieszkańcy.
Po wojnie księżna Konstancja Sanguszko musiała opuścić pałac. Jak twierdzi Jan Czosnyka, w 1946 r. trafiła do zakonu sióstr znajdującego się na zapleczu tarnowskiego kościoła misjonarzy.
– Siostry zajęły się księżną Konstancją po tym, gdy jej dawni pracownicy i ludzie z miasta wyrzucili ją z pokoju i pozbawili mieszkania – mówi Jan Czosnyka. – Niemcy pozwalali, aby księżna Konstancja mieszkała na Gumniskach, a Polacy nie pozwolili. Oczywiście nie było wśród tych osób mojego taty.
Tarnów/ Kolekcja szkła i porcelany Sanguszków zmieniła właściciela
Smutny los spotkał po wojnie także księżną Zofię Zamojską. Jan Czosnyka wspomina, że w 1951 r. jego mama otrzymała listy od Zamojskich, którzy mieszkali wtedy we Wrocławiu. Ze względu na swoje pochodzenie nie mogli jednak nigdzie dostać pracy i nie mieli z czego żyć.
– Zofia Zamojska zwracała się wtedy do mojej mamy z prośbą o wsparcie, o jabłka, jajka i inne artykuły spożywcze – wspomina Jan Czosnyka. – Posyłaliśmy więc Zamojskim paczki do Wrocławia.
Z księciem Romanem Sanguszko Czosnykowie utrzymywali listowny kontakt. Gdy po wojnie Zofia Czosnyka zachorowała napisali do księcia do Brazylii, aby pomógł im w zdobyciu leku, którego w Polsce nie byli w stanie wtedy kupić. Tego leku nie było wtedy również w Brazylii, ale książę sprowadził go wtedy z Belgii.
– Zawsze pamiętał o swoich dawnych pracownikach i przysyłał nam co kwartał paczkę z trzema opakowaniami kawy – wspomina Jan Czosnyka. – Kawa w tamtych latach w PRL-u to był prawdziwy rarytas.
Dawny kamerdyner księcia Adam Czosnyka po wojnie znalazł pracę w… pałacu na Gumniskach. Został woźnym w szkole rolniczej, która została tu utworzona. W tej szkole pracę znalazła później także siostra Jana Czosnyki, która przez wiele lat była szkolną sekretarką. Mama Jana Czosnyki Zofia Czosnyka po wojnie była gospodynią domową.
Kamerdyner księcia Romana Adam Czosnyka zmarł w 1963 roku. Miał 70 lat. Rodzice Jana Czosnyki pochowani są na Rzędzinie we wspólnym grobie.
– Moi rodzice to byli prości ludzie a potrafili się zachować wśród arystokracji i zyskać sympatię – mówi Jan Czosnyka, jeden z ostatnich bywalców przedwojennego Pałacu Sanguszków. – Jestem dumny ze swoich rodziców. O sobie mogę powiedzieć jedno, w życiu byłem szczęściarzem, także dlatego, że pewnych zasad nauczyła mnie w dzieciństwie mama. Zawsze mówiła, żebym był wierny zasadom i nikogo nie krzywdził w życiu. I tak też postępowałem.
Janusz Smoliński
więcej o Sanguszkach