50 lat chodzi zawodowo po dachach. W tym roku obchodzi jubileusz.
Tarnowski kominiarz
Jest pierwszym tarnowskim kominiarzem, który odebrał w zeszłym roku najwyższe honorowe odznaczenie rzemieślnicze, Szablę Kilińskiego. Jest to replika karabeli polskiej z XVIII w. wykonana w skali 1:1 wraz z miniaturką oraz legitymacją. Tę odznakę nadaje Kapituła, w skład której wchodzą członkowie Zarządu Związku Rzemiosła Polskiego, rzemieślnikom – członkom organizacji samorządu rzemiosła, między innymi za wybitne zasługi dla rozwoju rzemiosła polskiego i propagowanie jego osiągnięć w kraju i zagranicą, inicjatywę, zaangażowanie i ofiarną działalność w organach statutowych rzemiosła i małej przedsiębiorczości, zwłaszcza szczebla krajowego.
Uroczystość na Jasnej Górze
Tarnowski kominiarz Stanisław Lemek odebrał Szablę Kilińskiego podczas Pielgrzymki Krajowego Rzemiosła Polskiego na Jasną Górę w roku 2021. Podczas rzemieślniczej pielgrzymki obecni byli także przedstawiciele tarnowskiego cechu. Po mszy świętej odprawionej w jasnogórskim klasztorze przyszedł uroczysty moment dla Stanisława Lemka. Szablę Kilińskiego wręczył tarnowskiemu kominiarzowi profesor Jan Klimek, wiceprezes Związku Rzemiosła Polskiego.
– Było to dla mnie bardzo duże przeżycie, bo kominiarstwo w Tarnowie ma bardzo długie tradycje, ale żaden z kominiarzy nie otrzymał przede mną tak wysokiego odznaczenia – mówi Stanisław Lemek.
Tarnowskiego kominiarza Stanisława Lemka zna wielu tarnowian. W tym zawodzie jest już 49 lat. Podjął pracę jako kominiarz 1 lipca 1972 roku. Praktykę odbył w Muszynie, a do szkoły wielozawodowej ze specjalnością kominiarską uczęszczał w Krynicy. Najpierw podjął pracę kominiarza w Nowym Sączu, gdzie pracował do 1975 roku. Wtedy przeniesiono go do Tarnowa.
– Pracowałem wtedy w Spółdzielni Pracy Kominiarzy, która mieściła się w Wadowicach, a swoje oddziały miała w Krakowie, Bielsku-Białej, Nowym Sączu i Tarnowie i właśnie w 1975 roku przeniesiono mnie z Nowego Sącza do Tarnowa, gdzie dostałem przydział – wspomina Stanisław Lemek. – Wtedy w Tarnowie akurat był wakat, a w Krynicy i Muszynie, skąd pochodzę, było nas za dużo. Poszedłem do Tarnowa, by być bliżej swojego rodzinnego miasta Muszyny, bo wolne miejsca były jeszcze wtedy w Żywcu. I tak to się właśnie stało, że zostałem tarnowskim kominiarzem.
Przebieg pracy
Do 1985 roku pracował w spółdzielni kominiarskiej. Przez osiem miesięcy pracował potem w spółce ze Zdzisławem Karpińskim, mistrzem kominiarskim i społecznikiem udzielającym się w harcerstwie i PTTK-u, radnym miejskim i wojewódzkim. – Po tych ośmiu miesiącach przejąłem po nim zakład kominiarski, był to okręg kominiarski nr 1 w Tarnowie, i od tego czasu samodzielnie prowadzę zakład kominiarski – wspomina Stanisław Lemek.
Gdy w 1985 roku otrzymał okręg kominiarski, był jednym z najmłodszych kominiarzy, którzy taki okręg otrzymali. Miał wtedy zaledwie 29 lat. Starzy tarnowscy kominiarze zaakceptowali go i spotykali się wszyscy we wspólnym gronie raz w tygodniu, w lokalu Cichy Kącik, najpierw na Sowińskiego, potem na Urszulańskiej.
– To były takie rozmowy i opowieści, co komu się wydarzyło w ciągu tygodnia – wspomina Stanisław Lemek. Kamienica przy Nadbrzeżnej Dolnej 5 (budynek koło dzisiejszej Straży Miejskiej) to była kominiarska kamienica. Tam wszystkie mieszkania zajmowali kominiarze, którzy dostali tu przydziały mieszkań. Wspominać by jeszcze można długo.
Zawód kominiarza nie jest lekkim. jest wymagający i odpowiedzialny, gdyż kominiarz odpowiada za ludzkie życie i mienie. Jeśli wykonuje swoją pracę niedbale, nie przykłada się do niej, to konsekwencje mogą był opłakane i bardzo groźne. W efekcie może dojść do pożaru czy zatrucia tlenkiem węgla. – Wchodzimy do mieszkań, na strychy, na dachy, dlatego musimy być ludźmi zaufanymi – mówi Stanisław Lemek. – Kominiarze nie mogą mieć lepkich rączek, muszą szanować ludzi i być obdarzani szacunkiem. Partaczy nie ma prawa być wśród nas.
Czy był strach
Zapytaliśmy Stanisława Lemka, czy często chodzi po dachach i czy nie boi się, gdy stanie nogą na wysokości. Uśmiechnął się jedynie pod wąsem. Gdyby miał bowiem lęk wysokości nie mógłby być kominiarzem. Chodzenie po dachach Tarnowa to dla niego codzienność i nawet przyjemność, bo stamtąd roztaczają się piękne widoki na prastare miasto. – Na dachu czuję się wręcz lepiej niż na ulicy – podkreśla Stanisław Lemek. – Piękny pejzaż Tarnowa zawsze dodaje mi otuchy. Na dachu czuję się po prostu bardzo dobrze.
Moment grozy
Przez te 49 lat, gdy wykonywał zawód kominiarza Stanisław Lemek miał tylko jeden przypadek, gdy jego życiu zagroziło niebezpieczeństwo. Było to na dwupiętrowej kamienicy przy Rybnej 4 na Starym Mieście w Tarnowie.
Przeprowadzał wtedy kontrolę przewodów kominowych po kapitalnym remoncie budynku. Gdy szedł po dachu i zaglądał do kominów, rozpadało się. Świeżo położona blacha na dachu stała się w jednym momencie bardzo śliska.
– Wiedziałem już wtedy, że w związku z tym muszę przeskoczyć z komina na komin, aby dojść do włazu – wspomina Stanisław Lemek. – Niestety z ostatniego komina ześlizgnąłem i pojechałem w dół. Na szczęście w ostatnim momencie chwyciłem się felców blachy i tak się uratowałem. W jednym momencie całe życie przeleciało mi przed oczami. Niewiele brakowało abym spadł z dachu.
Ciężki fach – sztajgowanie
Na Starym Mieście w Tarnowie miał często do czynienia z kominami tzw. włazowymi, 50 na 50 centymetrów. Nie ma tam klamer, po których się schodzi. Poruszać trzeba się rozpychając łokciami i kolanami. To tak zwane z niemieckiego sztajgowanie czyli czyszczenie kominów przełazowych przez przechodzenie przez nie.
W Anglii za królowej Wiktorii do takich praktyk używano kilkuletnich dzieci, bo tylko one mieściły się w kominie, który musiały sztajgować. – Te dzieciaki dożywały niestety tylko 15 roku życia – mówi Stanisław Lemek. – Było to bardzo karygodna praktyka, ale tak było.
Kominiarz nie tylko czyści kominy czy na przykład piece kaflowe, ale także je naprawia. Czasem dokonuje także prac budowlanych, przebudowuje komin lub piec. – Dlatego musimy się uczyć kominiarstwa, ale także murarstwa i zduństwa – mówi Stanisław Lemek. – Musimy się też uczyć projektowania, aby umieć czytać projekty, gdy idziemy do nowo wybudowanego budynku na odbiór przewodów kominowych. Komin jest to po prostu element budynku.
Dlaczego zostałem kominiarzem
Gdy Stanisław Lemek zaczynał pracę w zawodzie kominiarza miał 16 lat. Wtedy ciężko było się dostać i rozpocząć pracę w tym zawodzie. – Początkowo chciałem zostać elektrykiem ale nie dostałem się na praktykę, bo było za dużo chętnych – wspomina Stanisław Lemek. – W sumie jednak ta elektryka nie ciągnęła mnie. Natomiast miałem wuja, który był kominiarzem w Muszynie i zdarzało się, że chodziłem z nim jako młody chłopak i on pokazywał mi pracę kominiarza. Był znanym muszyńskim kominiarzem, nazywał się Stanisław Hnatkiewicz. Przyglądałem się jego pracy zawsze z ciekawością. Byłem więc oswojony z pracą kominiarza, gdy rozpoczynałem swoją praktykę kominiarską.
Biegły sądowy
Stanisław Lemek jest także biegłym sądowym, został nim w 1994 roku, gdy było jeszcze województwo tarnowskie. Do dziś jest biegłym sądowym przy Sądzie Okręgowym w Tarnowie. Wspomina, że spraw sądowych wymagających opinii biegłego kominiarza było bardzo dużo w latach 90.
Ludzie wtedy nie mieli nawyku wzywania kominiarza do czyszczenia i sprawdzenia przewodów kominowych i było bardzo dużo zatruć czadem. Z czasem statystyki znacząco się poprawiły, ludzie zdali sobie sprawę z powagi niebezpieczeństwa. Dzięki temu śmiertelnych zatruć czadem z roku na rok było coraz mniej.
– Wielu mieszkańców w latach 90. było przekonanych, że kominiarz do nich przyjdzie, bo takie były przepisy do 1989 roku, że kontrole były obowiązkowe i wynikały z harmonogramu kominiarza – opowiada Stanisław Lemek. – Myśmy mieli jednak związane ręce, bo w 1989 roku przepisy się zmieniły i kominy zaczęliśmy czyścić dopiero na wezwanie właściciela czy administratora. Na początku było więc masę śmiertelnych zatruć czadem, także dzieci i młodych ludzi, bo władze postanowiły „uwolnić” nasz zawód. Rządzący nie zrobili wtedy krzywdy kominiarzom ale ludziom. Nie wszystko więc w starym systemie było złe. Te sprawy były akurat unormowane i uporządkowane.
Teraz spraw sądowych jako biegły Stanisław Lemek ma znacznie mniej. Jest to praktycznie kilka spraw w roku. To przeważnie kwestie związane z nieprawidłową konstrukcją przewodów kominowych i niewłaściwym ich funkcjonowaniem.
Losy Stanisława Lemka rzuciły w latach 70. do Tarnowa, i – jak przyznaje, tęskni za Muszyną. Odwiedza rodzinną miejscowość, gdzie żyje jeszcze jego ojciec i mieszka brat. Na szczęście nie jest to daleko.
Janusz Smoliński
Tekst ukazał się w magazynie Miasto i Ludzie z 23 lipca 2021 r.