Każda mama na pewno dostawała nie jedną radę odnośnie opieki nad dzieckiem.
U mnie pojawiło się:
„Nie noś na rękach, bo przyzwyczaisz.”
„Niech popłacze, nic jej nie będzie.”
„Nie usypiaj przy piersi.”
I moje ulubione:
„Czapeczka.”
Tyle sobie przypominam.
Jeśli chodzi o noszenie na rękach, to owszem NOSZĘ. Mam gdzieś, że „dziecko będzie coraz cięższe”, „nie możesz jej bez przerwy nosić”. Owszem mogę, bo wiem, że Bubi tego właśnie potrzebuje.
Odnośnie płakania, jak większości wiadomo (lub nie) niemowlę nie potrafi mówić, więc wyraża swoje potrzeby POPRZEZ PŁACZ.
Maluch nie powie, że coś jest nie tak, tylko zacznie płakać. Dlatego jak tylko moja Bubi wpada w ryk czym prędzej biorę ją na ręce i staram się odkryć przyczynę. Nigdy nie zostawiam jej, żeby się wypłakała „bo przecież marudzi” i „poćwiczy sobie płuca”. Tak małe dziecko NIE MARUDZI, tylko płaczę bo JEST MU ŹLE.
A odnośnie zasypiania przy piersi. Noworodek traktuje mamę i jej biust jako bezpieczną przystań. Oprócz wiadomego bufetu daje więc poczucie bezpieczeństwa i bliskości. Na początku usypialiśmy inaczej po wizycie w poradni laktacyjnej, gdzie Pani kazała wybudzać twierdząc, że „przy stole się nie zasypia”, ale i tak kończyło się przy piersi. Najwyraźniej Bubi tego potrzebowała, a sama wie co dla niej najlepsze.
I wisienka na torcie.
Rodziłam w sierpniu.
Lato.
30 stopni.
Wyszłam z założenia, że malucha ubiera się trochę grubej niż siebie, jednak moja rodzinka szybko postanowiła wyprowadzić mnie z błędu. Na każdym kroku słyszałam „czapeczka”. Ich zdaniem chyba najlepiej byłoby przykleić ją dziecku do głowy. Gdy tylko ją widziałam to szlag mnie trafiał. W końcu zapytałam o to lekarza.
„Czapka? Na taką pogodę?!”. Usłyszałam, że zapalenia ucha dzieć dostanie od przegrzania, a nie od tego, że dmuchnie mu letni wiaterek. Teraz nikt mi się już nie wymądrza.
Morał:
Słuchaj swojej intuicji i rób to co uważasz, bo znasz swoje dziecko najlepiej! Dobre rady puszczaj mimo uszu!
~Fszechogarniająca Mama