Prawie każdy rodzic od samego początku najbardziej marzy o przespanej nocy. Wtedy z pomocą przychodzi szum.
My na początku puszczaliśmy szum suszarki z YouTube. Pamiętam, że z ulgą cieszyłam się chwilą spokoju, ale ponieważ puszczaliśmy go na telefonie był problem. Od czasu do czasu ktoś dzwonił i wtedy nagle szum przestawał dobiegać zza ściany. Zrywałam się więc czym prędzej, by odrzucić połączenie. Było to uciążliwe, więc zaczęliśmy rozglądać się za jakimś misiem, bądź innym szumiącym ustrojstwem. Ceny takich urządzeń są dla mnie niezrozumiałe, jednak mój małżon stwierdził, że może kosztować nawet 1000 zł „KUPUJ, byleby spała”. To się nazywa akt desperacji.
Koniec końców dostaliśmy misia od Fszechogarniających Dziadków. Na początku chodził praktycznie non stop i muszę przyznać, że nasz sen się wydłużył z czego byliśmy niezmiernie zadowoleni.
Szumu na uspokojenie dziecka używano od pokoleń. Skuteczność została udowodniona eksperymentalnie. W grupie szumiącej aż 80% dzieci zasnęło samodzielnie w ciągu 5 minut, a w grupie nieszumiącej było ich tylko 25%. U nas ta metoda się sprawdziła i bez szumu ciężko Bubi spać. Jednak w naszym bloku w ciągu dnia słychać tyle odgłosów, że bez czegoś zagłuszającego cały ten harmider popołudniowa drzemka nie miałaby racji bytu.
Jest jednak kilka zasad, które warto zapamiętać:



Warto też co jakiś czas sprawdzać czy nasz brzdąc nadal potrzebuje szumu do snu. Może się okazać, że pewnego dnia będzie spał bez niego równie dobrze jak z nim.
~Fszechogarniająca Mama

