Ostatnio nasze życie zmieniło się w jedno wielkie usypianie. Na początku nie zdawałam sobie sprawy z tego, że taki maluch nie potrafi sam zasnąć. Byłam przekonana, że kiedy jest zmęczony to śpi. Patrząc na podkrążone oczy Małej Bubi zaczęłam szukać, jak jej pomóc i dowiedziałam się ciekawych rzeczy o śnie niemowlaka.
Dzieli się ona na dwie fazy – głęboką i płytką. Głęboka, w której dziecko śpi spokojnie i widzimy, tylko jak oddycha. Płytka czyli ta, w której się wierci i latają mu powieki. Jeden cykl snu trwa 30-40 minut i po tym czasie maluch się lekko wybudza. Czasem sam znów zapada w sen, a czasem nie może ponownie zasnąć. Wtedy powinniśmy spróbować uśpić go ponownie i przedłużyć sen. Tak było w naszym przypadku. Myślałam, że Kluska płaczę, bo budzi się samotna, więc od razu do niej biegłam. A potem się dziwiłam, że trze oczka i jest nadal zmęczona. Teraz wiem, że trzeba było poczekać i dać jej spokojnie znów zasnąć. I to działa. Jeśli nie kładę się z nią lub daje pierś i dzidziuś śpi dalej.
Obecnie mamy 2 drzemki – rano i popołudniu. Zawsze usypiamy się przy piersi leżąc w łóżku. Na wieczór pomaga rytuał. Kąpiel, czytanko, butla, cycuś, szumiś, sen. Kiedy zaśnie wykradam się po cichu i korzystam z czasu dla siebie. Później, gdy idziemy spać przeprowadzamy operacje „przenosiny do łóżeczka”, jednak najczęściej zostawiamy ją w naszym i kisimy się na połowie.
Generalnie są dni, w które moja obecność jest niezbędna i leżę z Bubi cały czas, a są takie kiedy przeszkadzam i lepiej jeśli wymknę się cichaczem.
Jedno jest pewne usypianie powinno być komfortowe dla mamy i dziecka. Trzeba czasu, żeby odkryć jakie metody usypiania sprawdzają się najlepiej.
Ja dla obopólnego komfortu od razu odrzuciłam chwaloną metodę usypiania według Tracy Hogg, ponieważ według mnie niczym innym jak ignorowaniem potrzeb własnego dziecka. Przez brak reakcji na płacz skazujemy malucha na stres, który może spowodować nieodwracalne zmiany w mózgu.
„Treningowi snu” mówię stanowcze NIE!
~Fszechogarniająca Mama